piątek, 14 marca 2014

dreams

Dzisiejszy dzień jak najbardziej na + :) Nawet lepiej wstaje się rano, jak za oknem taka śliczna pogoda, uwielbiam! Wpadły piękne dwie piąteczki z marketingu i piąteczka z historii, to lubię (: A jak już nie ma polskiego to już w ogóle co by się nie działo to i tak dzień będzie udany!
Po szkole miałyśmy zaplanowane z Karoliną zdjęcia i postanowiłam wyciągnąć jeszcze z domu pyszczka, nie minęło 20 minut a M. była już u mnie :) Myślę, że nasza mini seszyn nie wyszła najgorzej. Było mi potrzebne takie oderwanie od szkolnych spraw. Jutro wstawię posta z tymi zdjęciami :) A dzisiaj coś innego...


Zastanawialiście się kiedyś po co są marzenia? Jakby wyglądało nasze życie bez nich? Po co powinniśmy robić wszystko co w naszej mocy, aby je spełnić? Po co powinnismy dążyć do celu? 
Ja znalazłam odpowiedź na te pytania 25 stycznia 2014 roku. 
W poprzednim wpisie mniej więcej wyjaśniłam co stało się tego dnia, a teraz opiszę to trochę dokładniej.  
Wśród moich postanowień noworocznych znalazło się jedno, które stawiałam na pierwszym, najważniejszym miejscu. Było moim priorytetem. Od jakiegoś czasu wiedziałam, że Maks ma wyjechać do Londynu w poszukiwaniu pracy, dlatego postanowiłam sobie, że jeszcze przed wyjazdem spotkam się z nim. Miałam zamiar to zrobić w ferie, w lutym. Jednak kiedy 9 stycznia Maks napisał, że wyjeżdża wcześniej nie wiedziałam co myśleć. "Mam nadzieję, że szybko wyjadę". I nagle moje serce rozbiło się na tysiące małych kawałków. Serio, byłam tak rozbita, że nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Zeszła ze mnie cała energia. Nie było mi smutno, chociaż nie, chciało mi się płakać. No dobra, ryczałyśmy z Karolem jak głupie:) Ciężko mi było pogodzić się z myślą, że mogę już nigdy nie spotkać człowieka, któremu tak wiele zawdzięczam. 
Jakieś niecałe 2 tygodnie później wiadomość, że pożegnalny zlot się odbędzie!!! Długo nie musiałam się namyślać. Wiedziałam, że muszę tam być!
W ten dzień wstałam dość wcześnie, bo chciałam jeszcze posprzątać. Karolina była na kursie, więc cały dom był na mojej głowie. Zawsze mam problem z wczesnym wstawaniem, zwłaszcza w zimie, ale tego dnia zrobiłam to bez zbędnego marudzenia. Po 13 miałam busa do Krakowa. Z racji tego, że padał śnieg, bus spóźnił się 20 minut, a na dodatek było tak zimno, że nie czułam już palców u rąk :/ W Suchej wsiadła Karo, która specjalnie wyszła wcześniej ze szkoły, żeby na niego zdążyć. W Krakowie byłyśmy po 15. My jak to my nie zapamiętałyśmy na jakiej ulicy mamy się spotkać. I właśnie przez to błądziłyśmy prawie godzinę po Galerii Krakowskiej i wychodziłyśmy ze wszystkich możliwych (tak nam się wydawało) wyjść z nadzieją, że może trafimy na Maksa i Armię. W końcu znalazłam na asku Maksa nazwę ulicy i po tym jak panowie ochroniarze pokazali nam odpowiednie wyjście, znalazłyśmy się na placu. Jednak nikogo tam nie było. Postanowiłam zadzwonić do Justyny, która dzień wcześniej podała mi swój numer telefonu. Okazało się, że było im zimno i weszli do środka. Jak trafiłyśmy na miejsce, zobaczyłyśmy mnóstwo osób, a za chwilę moim oczom ukazał się Maks. Nigdy nie czułam czegoś tak niezwykłego! Nie umiem nawet nazwać tego uczucia, jakie w tamtym momencie mnie ogarnęło. "Moje postanowienie" było na wyciągnięcie rąk, a za moment już go ściskałam, HAHA! Już na początku zorientowali się, że jesteśmy z Karoliną siostrami, nie udało nam się tego ukryć :D Zapoznałyśmy się z kilkoma osobami, które rzuciły się na babeczki.


 Przygotowałyśmy je poprzedniego dnia, w sumie wieczoru, bo była 21, specjalnie na zlot, żeby nasze mordki nie były głodne. Maks podszedł do nas z tekstem "ustawcie się", ja nieogar, bo nie wiedziałam co od nas chce :D Zrobił nam zdjęciem swoim telefonem, nazwał 'siostrami od babeczek' i potem to zdjęcie wylądowało na jego blogu, masakra, haha! Te babeczki, które zostały, zgarnęły Aga z Anią i już chciały zamawiać na swoje 8-nastki :3 Wtedy Maks zaproponował, żebyśmy wyszli przed Galerię porzucać się śnieżkami. Bez zastanowienia ubraliśmy się i cała grupa ruszyła za nim. Trochę to musiało śmiesznie wyglądać, jak tyle osób szło, rozmawiało, śmiało się, i nie wiem czemu śpiewaliśmy "biegnijmy" (:o), okrzyk też musiał być "jak się bawi przód? ZAJEBIŚCIE! jak się bawi tył? ZAJEBIŚCIE AAA!". Pewnie dlatego osoby przebywające w tym momencie w galerii, dziwnie się na nas patrzyły, ale kto by się tym przejmował :D Odłożyliśmy rzeczy na bok, Maks rozdzielił drużyny i zaczęliśmy wojnę na śnieżki, okej to był nielepiący się śnieg, ale daliśmy radę. W pewnym momencie Maks zaczął uciekać a wszyscy za nim, haha no i udało się nam wrzucić go do śniegu :D jeju, jak to piszę to mam banana na ryju, takie cudowne wspomnienia :') Potem postanowiliśmy wrócić przed galerię, bo trochę się oddaliliśmy. Maks puszczał nam filmiki, których nigdzie nie udostępnił, głównie z Sylwestra, pośpiewaliśmy, pośmialiśmy się na maxa, a Niki miała odjechać na 'swoim' rowerze do domu :) Właśnie zapomniałam powiedzieć, że Nikola też była :D


 Po 2 godzinach, najpiękniejszych jak dotąd godzinach w moim życiu, nadszedł czas pożegnania. "Mam dwie wiadomości. Po pierwsze nie płaczcie, a po drugie musimy się pożegnać, ale pamiętajcie o pierwszej". W jednej chwili wszyscy zamilkli. Staliśmy wpatrzeni w Maksa. Chyba nikt nie chciał tego momentu. W sekundę łzy napłynęły mi do oczu. "Macie się uśmiechać jak te dzieci z wystawy". Troszkę nam nie wyszło, łzy poleciały, ale staraliśmy się Maksiu, wiesz przecież. Na koniec każdy z osobna został wyściskany przez Maksa, a raczej on przez nas, po kilka razy :)) Buziaki też były! Najlepsze uczucie pod słońcem! Po tym każdy poszedł w swoją stronę.




I tak właśnie wyglądał najcudowniejszy dzień w moim życiu, wiem, że się powtarzam, ale nawet teraz jak to piszę, mimo że minęły już prawie 2 miesiące, pamiętam wszystko jakby to było wczoraj, te emocje, wszystko powraca. I znowu chce mi się płakać, płakać ze szczęścia, że miałam możliwość to przeżyć! 
Teraz wiecie już po co należy dążyć do celu? To daje taki ogrom radości! Najlepiej przekonać się na własnej skórze. Jeśli nie spróbujesz, nigdy nie dowiesz się czy było warto! Nie poddawaj się, walcz!

"Pokonaj siebie, zrób to, 
czego nigdy nie byłeś w stanie zrobić,
 a pokonasz świat"
~Maks Rutkowski

Aaaa no i tak, dostałam kilka pytań na asku o moje zdjęcia z Maksem. Otóż nie mam takich zdjęć. Były robione aparatem Jędrusia, a jak większość z nas wie, jak coś jest robione jego aparatem to nigdy nie ujrzy światła dziennego :)

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

▸ Dziękuję za każdy komentarz ▸
▸ Zostaw link do swojego bloga, na pewno zajrzę ▸

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.