środa, 31 sierpnia 2016

snapchat- sierpień


wspominałam już, że kocham tego Pana?


drugi dom? :)


ice coffee najlepsza na upały


weselnie  /  new nails


mój:*  /  xbejbex3.tumblr.com- zapraszam  /  selfie


#food


czekajcie!


najlepsi 


kołobrzegowelove

snapchat: xkejtxx
0

sobota, 27 sierpnia 2016

+ Krok w przód.

Hej, tu Karolina!
O dodaniu tego wpisu myślałam już od początku tygodnia. W zasadzie blog nie jest mój, praw do niego nie mam żadnych, ale skoro i tak moja siostra jest aktualnie na wakacjach to postanowiłam zająć się jej 'dzieckiem'. Wszystko zostaje w rodzinie.
To tak w roli wstępu.
A o czym chciałam napisać? Trochę o ludziach, motywacji, pasji i tym, jak niewiele trzeba, żeby docenić to, co mamy.
Może wiecie, może nie, ale od 4 tygodni zaczęłyśmy chodzić na siłownię. Totalne spontaniczna decyzja. Do tej pory z jakąkolwiek aktywnością fizyczną miałyśmy do czynienia sporadycznie. Chyba jak u każdego bardzo często planowałyśmy, że OD JUTRA zaczniemy regularnie ćwiczyć, mniej jeść, więcej pić i inne duperele. Jak pewnie u większości kończyło się to zwykle taką samą... porażką. Kilka dni zmuszania się do ćwiczeń i rezygnacja. I tak w kółko. Brak motywacji, chęci i energii. Zawsze coś nie tak. A to czasu za mało, nauki za dużo, obowiązki czekają, znajomi piszą, dzwonią i na gwałt chcą się spotkać, albo po prostu leci nowy odcinek jednego z tysiąca talent show, który przecież trzeba obejrzeć!Tak właśnie minęła jedna wiosna, druga, lato, jesień, zima, rok, dwa... Nie pomogły książki o zdrowym gotowaniu, nowy top treningowy ani płyty Lewandowskiej. Aż w końcu sierpień 2016 natchnął nas do zrobienia stanowczego kroku w przód. Nie takiego małego, dużego, żeby nie można było się cofnąć. W tamtym roku RAZ wybrałyśmy się na siłownię, po czym została zamknięta. Hm, dobry końca początek. Mieszkając w naszych okolicach nie mamy dużego pola do popisu, jeśli chodzi o takie spędzanie wolnego czasu. Do niedawna byłyśmy święcie przekonane, że żadna nowa siłka w pobliżu nie funkcjonuje. Totalnie przypadkiem dowiedziałyśmy się, że byłyśmy w dużym błędzie. Szybko ogarnęłyśmy lokalizację, dogadałyśmy termin i taa daa – oto jesteśmy. Wydaje mi się, że dość szybko się zaklimatyzowałyśmy i przyzwyczaiłyśmy do odwiedzania tego miejsca. Chociaż czasem ogarnia nas totalny leń to zawsze zmuszamy się do pójścia. Oczywiście częściej ja mam taki spadek, marudzę co 5 sekund, całą drogę do celu.
Tak też było pewnego razu o którym to właśnie chciałam napisać. Był to poniedziałek. Po weekendzie spędzonym na 2dniowym weselu, poranne wstawanie na początku tygodnia było dla mnie jedną, wielką masakrą. Zaczęłam swój rytuał narzekania. Że to niewyspana, nogi bolą, ręce bolą, kostka obdarta od butów... no chodzące nieszczęście. Weszłam na rowerek i totalnie od niechcenia przekładałam nogami, które nie miały czasu zregenerowania się po intensywnej zabawie. I bum! W pewnej chwili na salę wchodzi mężczyzna. Miał na oko ok. 30 lat, wysoki, szczupły... z kulami w rękach. Od razu mój wzrok powędrował w stronę jego nogi, która nie dość, że była zabandażowana, to wystawały z niej metalowe części. Nie wiem co to było, ale spokojnie można by było włożyć tam butelkę z wodą. Koleś poszedł się przywitać z innym ćwiczącym i wyszedł. Myślę ok, pewnie znajomy właścicieli, przyszedł ich odwiedzić. Po chwili ku mojemu zdziwieniu Pan o kulach wrócił, rzucił je na podłogę i zaczął podnosić ciężary. Wow, byłam w szoku. I to nie tak, że popodnosił i koniec. Zaliczył po drodze jeszcze wiele sprzętów i na każdym dawał z siebie 200%. Totalnie jakby nie dopuszczał do siebie, że nie do końca jest sprawny, a ból odczuwa 2x bardziej, niż zdrowy człowiek. I tak oto ten niczego nieświadomy facet dał mi takiego kopa, że w momencie zapomniałam o moich 'problemach'. Nogi nagle przestały odczuwać jakiekolwiek zakwasy, zmęczenie odeszło w zapomnienie i wzięłam się w garść. Zrobiłam mega trening, po którym nie musiałam mieć wyrzutów sumienia. Kurde... jeden człowiek, jedna sytuacja i tak odmienia myślenie i poglądy na wiele spraw. Ten widok uświadomił mi, że nie ma rzeczy niemożliwych. Nic nie stoi na przeszkodzie do działania. Jeśli do czegoś dążymy i jest to naszym priorytetem to nie szukamy wymówek. Moje były dziecinne. W tamtej chwili to do mnie dotarło. Energia, chęci, motywacja... to wszystko wróciło do mnie jak bumerang. Wiem, że jeszcze wiele razy będę miała gorsze dni, które najchętniej spędziłbym w łóżku z czekoladą... Jesteśmy tylko ludźmi i mamy prawo do słabości. Chodzi o to, że wiedzieć jak z tym walczyć i gdzie szukać pomocy. Przychodzi ona często niespodziewanie. Wystarczy nauczyć się ją dostrzegać i czerpać z niej jak najwięcej. Nie wiem czy za 2 miesiące, czy za rok nadal będę chodzić na siłownię, ale na ten moment jest to moje małe uzależnianie. Jeśli robię sobie chociaż 3 dniowy reset to dopada mnie kac moralny. Jakby mi czegoś brakowało. Dlatego staram się regularnie pojawiać w Studiu Modelowania Ciała – mojego nowego, małego domu. Jak się okazuje nie tylko aby poprawić kondycję, ale też żeby się zainspirować i naładować energią! Z perspektywy tych 4 tygodni stwierdzam, że pójście tam było strzałem w 10!
Kończę już. Albo dopiero. Trochę się rozpisałam. Trochę chaotycznie. Bez ładu i składu. Ale mam nadzieję, że osoby które to przeczytają wyciągną z tego to, co chciałam przekazać. 
Działajcie! Inspirujcie się! Doceniajcie to, co macie! Motywujcie się! Bierzcie przykład z innych!
Dążcie do bycia lepszą wersją siebie – codziennie!


Karolina.
0

środa, 17 sierpnia 2016

"Gdzie jest Dory?"- Kraków

Przez to ile działo się w lipcu, post, który tak naprawdę musiałby pojawić się w okolicach 20 lipca (bo wtedy działo się to o czym napiszę), pojawia się prawie miesiąc później. Szok. Bałam się, że nie podołam z dodawaniem postów w wakacje, że nie będę miała o czym pisać, nic nie będzie się działo, a tymczasem jest nadmiar postów w tak niewielkim odstępie czasu. Podoba mi się to:) 
Właśnie 20 lipca, razem z Karoliną i Mikołajem odwiedziliśmy Kraków. Celem było oczywiście kino, ale co to za przyjemność jechać do Krakowa i nie odwiedzić ukochanego miejsca? Żadna. Dlatego po szybkim spacerze plantami i pojawieniu się na rynku wskoczyliśmy do tramwaju jadącego na Kazimierz. A jak powiążecie Kazimierz i ukochane miejsce w Krakowie to wyjdzie tylko jedno- Kładka Ojca Bernatka! Panuje tam taki cudowny klimat, że człowiek ma ochotę zostać tam na zawsze. My akurat nie mogliśmy tak zrobić, bo po godzinie 14 musieliśmy znaleźć się w Galerii Kazimierz, w Cinema City, bo umówiliśmy się na spotkanie z rybką Dory. Mimo że mam już prawie to ostatnie naście, kocham oglądać bajki. Z tego nie wyrosnę prawdopodobnie nigdy, ale nie przeszkadza mi to. A co do "Gdzie jest Dory?", to polecam. 
Podobnie jak z Wrocławia i z Zakopanego, z Krakowa też powstał filmik, zapraszam do oglądania!;) Zapomniałam jeszcze wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy. Refresher Berry Hibiscus to mój ulubiony napój w Starbucksie na upalne dni- to już pewnie wiecie. Ale pijąc go w Warszawie nie smakował mi tak bardzo jak w Krakowie. Więc ogłaszam wszem i wobec: w Galerii Krakowskiej robią najlepszego hibiscusa pod słońcem!
Tymczasem ja się z Wami żegnam, pojawię się tu dopiero w ostatnim tygodniu sierpnia (jak nie początkiem września), a gdzie się wybieram zdradzę dopiero w powyjazdowym poście. Chyba, że kogoś zżera ciekawość, to zapraszam na snapa: xkejtxx, gdzie wszystko będzie relacjonowane na bieżąco, buziaki!


filmik



0
Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.