wtorek, 27 grudnia 2016

niedziela, 11 grudnia 2016

niedziela, 4 grudnia 2016

hello winter!

Wraz z nadejściem grudnia przywitał nas także śnieg zwiastujący nadchodzącą kalendarzową zimę. Biały puch stworzył niesamowity klimat. Osobiście nie przepadam za tą porą roku. Pewnie dlatego, że z natury jestem osobą ciepłolubną. Gdy tylko temperatura spadła, ludzie gorączkowo zaczęli wyciągać z najgłębszych zakątków swoich szaf ciepłe ubrania, które ochronią ich przed mrozem.
W ciągu dnia zaopatrujemy się w grube czapki, szaliki, kurtki i ciepłe swetry, które są nieodłącznym elementem zimowej garderoby każdego z nas. Natomiast wieczorami spędzamy czas otuleni nie tylko w ciepłe piżamy, ale także niezbędne o tej porze skarpety i dodatkowe okrycia. Przecież nie możemy pokazać zimie, że ma nad nami przewagę! :) 
W dzisiejszym poście, Karolina pokazuje Wam jak sobie z tym radzi.


Wpis ten jest równocześnie wpisem konkursowym (konkurs jest organizowany w serwisie zblogowani), w którym do wygrania jest aparat Olympus Pen E-PL8. Pierwszy raz jego możliwości zobaczyłam w miesiącach wakacyjnych na pewnym blogu i byłam pod wielkim wrażeniem! W tak małym, poręcznym i subtelnym urządzeniu kryje się tyle różnorodnych funkcji. Mój blog opiera się w dużej mierze na zdjęciach, jednak nie są one w jakości, która by mnie zadowalała. Jest to wynikiem korzystania ze sprzętu, którego działanie nie daje mi wystarczającej satysfakcji nieprzerwanie od ponad dwóch lat istnienia bloga. Myślę, że najwyższy czas zrobić krok do przodu!:)




buziaki, Kejt
3

sobota, 26 listopada 2016

without you

Cześć Mamusiu :) 
To znowu ja:) Chociaż rozmawiamy codziennie, pomyślałam, że właśnie dzisiaj napiszę do Ciebie znowu. Nasze rozmowy, albo inaczej, mój monolog sprowadza się zazwyczaj do opowiadania Ci co się wydarzyło, o mojej codzienności, słabościach, smutkach. Dzisiaj mija okrągły rok bez Ciebie i odczułam taką dziwną potrzebę napisania kilku słów. Jakiś czas temu ktoś powiedział do mnie "mama Cię tego nie nauczyła?", wiem, to było w żartach, ale zabolało. Przecież nauczyłaś mnie wszystkiego co jest mi potrzebne do życia, co jest mi potrzebne do bycia dobrym człowiekiem. Do Ciebie dużo mi jeszcze brakuje i pewnie nigdy Cię w tym nie przebiję, ale będę się starać Ci w tym dorównać. Pamiętam jak pierwszy raz usłyszałam piosenkę, którą zaraz tu wstawię. Byłam wtedy u Rafała, razem z jego Mamą oglądałyśmy VOP. Już po pierwszych słowach moje oczy napełniły się łzami, a chwilę potem był już tylko płacz, którego nie potrafiłam zatrzymać. Piosenka jest o zmarłej mamie Adama, ale słysząc ją, myślałam o Tobie. Co jakiś czas włączam to nagranie na yt i za każdym razem działa na mnie tak samo. Są w niej słowa: "dzięki Tobie umiem żyć, umiem śnić, umiem kochać i wybaczać, więc wybaczam Ci, że Cię nie ma dziś przy mnie". Tak naprawdę przez osiemnaście lat nauczyłaś mnie więcej niż można sobie wyobrazić. Zdążyłaś nauczyć mnie życia, chociaż ostatni rok pokazał, że nie zawsze umiem to wykorzystać, wpoiłaś wszystkie najlepsze wartości i przez te wszystkie lata spełniałaś się w roli mamy na szóstkę z plusem i wiem, że może mi się to nie udać, ale chciałabym być w przyszłości taką osobą jaką Ty byłaś, wiesz?


Często słucham jak inni narzekają na swoje mamy. Też bym tak chciała. Tylko wiesz co, ja nie miałabym na co narzekać, przecież byłaś taka idealna, tak dobrze mnie rozumiałaś, ufałaś mi, wiedziałaś, że ta szkoła mnie wykańcza i nie robiłaś problemów, kiedy robiłam sobie od niej przerwę. Na szczęście jestem już na końcu mojej edukacyjnej drogi. Za pół roku kończę szkołę. Za pół roku matura. A właśnie, w tym tygodniu pisałam próbną maturę, jak już zresztą Ci opowiadałam. Kiedy wstałam we wtorek rano na maturę z polskiego, myślałam co byś mi powiedziała przed wyjściem i wtedy w głowie usłyszałam Twój głos mówiący "zdasz to zdasz, nie zdasz to nie zdasz":) Zawsze tak mówiłaś:) Nie przestałam się wtedy stresować, ale na mojej twarzy pojawił się uśmiech, tak po prostu. Poprosiłam Cię, żebyś trzymała za mnie kciuki bo mimo wszystko nie chciałam Cię zawieźć. To samo mówiłam pani psycholog, kiedy rozmawiałyśmy o ocenach- że nie chcę Cię zawieźć. Chociaż znając Ciebie byłabyś zadowolona z każdej oceny powyżej 1 :D Moja kochana:)
Minął rok. Strasznie szybko to zleciało. Nie mogę uwierzyć, że to już 365 dni od najstraszniejszego dnia w moim życiu. Nie mówiłam Ci, ale kiedy się o tym dowiedziałam byłam właśnie w szkole. Pisałam sprawdzian z niemieckiego, kiedy wychowawca wszedł do klasy i poprosił mnie na korytarz. Nie dokończyłam pisać tego sprawdzianu, na który i tak praktycznie nic nie umiałam, bo już dzień wcześniej po opuszczeniu wieczorem szpitala i przepłakanych godzinach przy Twoim łóżku straciłam  do tego motywację. Ale nie wiarę. Jeszcze wtedy nie straciłam wiary, że wszystko będzie dobrze. Straciłam ją, gdy wyszłam na korytarz i zobaczyłam M. z czerwonymi oczami. 
Ale przecież czasu się nie cofnie, widocznie ktoś potrzebował Cię bardziej (o ile to możliwe), wykonałaś swoje zadanie na ziemi, przekazałaś mi wszystko co miałaś przekazać i Bóg stwierdził, że przyda mu się u siebie taki anioł jak Ty. Szkoda tylko, że nie zapytał mnie o zdanie.
Kocham Cię nad życie my QUEEN :*:)


PS. Podoba Ci się piosenka? Taka idealnie o Tobie, no nie?

Kejt
0

sobota, 19 listopada 2016

spędziłam wieczór z Justinem!

Żeby zacząć "od początku" musimy cofnąć się do 2015 roku, dokładnie do 17 grudnia. Wtedy ruszyła oficjalna sprzedaż biletów na koncert Justina Biebera, który odbył się 11 listopada br. w Krakowie! Stojąc w ogromnej nie poruszającej się kolejce po bilet w empiku, bałam się, że się nie uda i zabraknie ich dla nas, dosłownie rozchodziły się z prędkością światła! Pojechałyśmy tam z nastawieniem na GCEE, wyjechałyśmy w zgaszonych humorach z trybunami C9, rzędem 32. Przejrzałyśmy mnóstwo zdjęć z Tauron Areny i byłyśmy nieco przerażone faktem, że możemy nawet nie zobaczyć Justina ze względu na ogromną odległość naszych miejsc od sceny. Ale i tak z tego wszystkiego najgorsze było czekanie...




11tego listopada, razem z Karoliną i Justyną w Krakowie byłyśmy przed 14. Po maku i szybkim starbucksie ruszyłyśmy w poszukiwaniu taksówki. Pech chciał, że zaczęło mocniej padać akurat w momencie kiedy żadnej nie było w pobliżu. Wspomniałam o taksówce, bo chciałam pozdrowić Pana taksówkarza, który od razu złapał z nami świetny kontakt i jak się okazało czasem słucha Justina, czyta o nim (przeważnie o skandalach XD) i ogląda w tv. Na koniec życzył nam "fotki" i autografu, przeeeekochany :)
Przed areną byłyśmy 3 godziny przed otwarciem bramek. Zanim znalazłyśmy odpowiednie wejście, to minęło trochę czasu. Może wspomnę w tym miejscu o organizacji, bo to był często poruszany temat przed i po koncercie- totalna porażka. Stałyśmy przed wejściem w kolejce trzy godziny (przy okazji pozdrawiam Wiktorię i Weronikę☺), ludzi z minuty na minutę przybywało, mi zamarzało wszystko od stóp do głów, a ochrony, która by jakkolwiek pilnowała porządku nie widać. Najbardziej wkurzało mnie to jak osoby, które przed sekundą przyszły, wpychały się do kolejki. Na szczęście to co było najgorsze nas ominęło, bo już dawno byłyśmy w środku. Zdążyłyśmy na dwa supporty i obejrzałyśmy koncert Justina od początku do końca. Nie wszyscy mieli taką możliwość. Według mnie organizatorzy powinni pomyśleć trochę, jak w tak krótkim czasie mogą wpuścić, sprawdzić bilet i przeszukać ok. 20 tysięcy osób. Niemożliwe. Do tego Justin zaczął koncert 20 minut przed planowanym czasem, kiedy jeszcze spora liczba osób była na zewnątrz. Słysząc zaczynający się koncert zaczęli się taranować przy wejściu, żeby zdążyć. Te osoby nie wydały od 300zł w górę, żeby nie być na całym występie, to chyba trochę nie fair wobec nich. Mega się cieszę, że mnie to nie dotyczyło, bo na ich miejscu pewnie musiałabym się zachować tak samo.



Ale wracając już do tego co jednak dotyczy mnie. Po wejściu na arenę i wejściu na właściwy sektor okazało się, że mimo wcześniejszych obaw co do widoczności, wszystko widać znakomicie! To tylko na zdjęciach ta odległość wydaje się większa, ale na żywo wcale tak nie jest. Co było ogromnym plusem. 


Nie wiem jak mam Wam opisać cały ten koncert. Zupełnie nie wiem. Był to niewątpliwie najlepszy koncert w moim życiu. Chyba jeszcze nigdy nie płakałam na koncertach, a Justinowi udało się doprowadzić mnie do łez. Widok z góry na akcje, które zorganizowaliśmy był niesamowity!!! Serca z rąk, światełka/glowsticki, kartki z "My purpose is..". To był tak genialny pomysł! Do tej pory mam przed oczami minę Justina po zobaczeniu tylu kartek, jego wzruszenie, łzy. A już najcudowniejszym momentem było jego szczęście i ten cudowny uśmiech kiedy powiedział "Kocham Was":) I bardzo się cieszę, że panowała taka cisza, kiedy coś mówił, że wszyscy potrafili się zachować i okazać mu szacunek. Docenił to. Powiedział, że wróci. Uwielbiam tego człowieka i już sobie obiecałam, że nie odpuszczę następnego koncertu. A nawet więcej. Spędzę go pod samą sceną.
A właśnie, wspominałam już, że długo się nie pozbieram po tym koncercie?



Na koniec parę screenów, twitterowych i nie tylko...


ESKA O KONCERCIE ← KLIK




WIĘKSZOŚĆ ZDJĘĆ POCHODZI Z TWITTERA I INSTAGRAMA (NIE SĄ MOJE).



buziaki, Kejt
1
Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.