sobota, 29 marca 2014

be strong

Tak bardzo chciałabym wpadać tu częściej. Niestety totalny brak czasu na sprawy wykraczające poza zakres obowiązków szkolnych na to nie pozwala. Jeszcze w grudniu doszły do tego cotygodniowe spotkania do bierzmowania, a w środę zdajemy pytania u księdza, więc trzeba znaleźć czas jeszcze na dodatkową naukę.
Tydzień minął mi dość spoko. Zaliczyłam sprawdzian z matmy i byłam mega szczęśliwa. W poprzedni piątek niepotrzebnie poszłam do szkoły, bo nie robiliśmy kompletnie NIC. Pierwsze siedzieliśmy przed klasą przez godzinę, bo kilka osób zdawało prezentację z polskiego, a potem ustawialiśmy ławki na dni otwarte. Wychowawca wypuścił nas o 11, więc poszłyśmy z dziewczynkami na lody. Na rynku obserwowałyśmy ludzi, którzy nie powiem co robili, haha! I przyszli jacyś kolesie, przez których następnego dnia Paweł cały czas powtarzał, że jestem ładna -.-.-.-
Ostatnio jakoś bardzo wcześnie chce mi się spać. Już o 21 jestem tak zmęczona, że zasypiam na siedząco. To też przez to, że nie miałam kiedy odespać codziennego wczesnego wstawania. W sobotę musiałam być w szkole już na 8, bo zgłosiłyśmy się z Martyną do oprowadzania gimnazjalistów. Przez 3 godziny chodziłyśmy praktycznie non stop i nogi  odmawiały posłuszeństwa. Ale przynajmniej zjadłyśmy pizze, ciasto, cukierki, wypiłyśmy kawę i drinka ;> Ze szkoły wyszłyśmy po 12 i okazało się, że mamy jeszcze godzinkę do busa, więc wbiłyśmy na frytki do Karola i Agusi <3 Do tego zepsuł się aparat, który teraz leży bezużyteczny na biurku:/// Wczoraj miałam 9 lekcji i w tym 3 j.polskie, które ledwo przeżyłam...Myślałam, że tam zasnę. A z naszych planów na piątkowe popołudnie nic nie wyszło. Zresztą mogłam się tego domyślić, zawsze tak jest, no nic, trzeba się przyzwyczaić, chyba nie ma wyjścia. Teraz czeka mnie kolejna dawka nauki, najgorzej :/ Jestem strasznie zła na siebie, bo przez to zaniedbuję osoby, które są dla mnie ważne. Liczę, że niedługo się to zmieni i będzie więcej luzu.







Zastanawiało Was kiedyś jaki jest sens naszego życia? Po co pojawiliśmy się na tym świecie? Czy warto się starać, jak i tak prędzej czy później umrzemy?
Ja w sumie nigdy wcześniej o tym nie myślałam tak na poważnie. Czasem w żartach mówiłam, że moim sensem życia jest spanie i jedzenie, bo to są dwie czynności, które kocham robić :D Ale jakiś czas temu na wychowaniu do życia w rodzinie pani zapytała mnie, jaki jest mój sens życia. Wtedy wymyśliłam 'na poczekaniu', że jest nim moja rodzina, przyjaciele, bo dla nich żyje, oni mnie wspierają, utrzymują przy życiu. Potem dopiero przemyślałam to co powiedziałam i doszłam do wniosku, że faktycznie tak jest. Najbliżsi są w jakimś stopniu sensem mojego życia. Są nim także moje cele, dążenie do realizacji planów, które motywują mnie do życia.
Każdy ma inny sens życia. Dla jednych są to dobra materialne, duchowe, czy planowanie przyszłości.
A co jeśli nie widzimy sensu dalszego życia? Odpowiedź jest prosta i oczywista. Musimy go znaleźć!
Usiądź i przez chwilę zastanów się nad sobą. Odpowiedz sobie na pytanie: co jest dla mnie najważniejsze w życiu? Wiesz już? Właśnie to o czym pomyślałeś jest sensem Twojego życia. Teraz w chwilach słabości, bo przecież każdy ma takie momenty zwątpienia, jesteśmy tylko ludźmi, przypomnij sobie powód, dla którego powinieneś walczyć o każdą sekundę istnienia i idź na przód!
Często niezauważanie sensu w życiu prowadzi do samobójstwa. Tok myślenia takich ludzi jest prosty. Urodziłem się w sumie nie wiadomo po co, życie jest do bani, nie radzę sobie z problemami, nic mi nie wychodzi, jest tylko ból i cierpienie, więc lepiej będzie (dla mnie) jak się zabiję, zniknę z tego świata. Wtedy wszystko co złe pryśnie jak bańka mydlana i będę szczęśliwy, ale już nie w tym samym miejscu, w innym świecie. To jest myślenie egoisty. Ty będziesz szczęśliwy, a Twoi rodzice, rodzeństwo, rodzina, koledzy, sąsiedzi? Pomyślałeś o nich? Pomyślałeś chociaż przez ułamek sekundy o kimś innym niż tylko o sobie? Pomyślałeś, że ich życie może zamienić się w ruinę po Twoim odejściu? Nie, bo przecież wygodniej myśleć tylko o sobie i swoim tyłku.
W stu procentach zgadzam się ze słowami Dominika z "Sali samobójców", który powiedział, że żeby żyć trzeba mieć odwagę, a samobójcy to tchórze i narcystyczni egoiści, którzy myślą, że wszystko kręci się wokół nich (...).
Bardzo często zastanawiamy się czy samobójcy tak naprawdę wykazują się odwagą czy tchórzostwem, rezygnując z życia. Według mnie drugie określenie jest właściwe. Tchórzostwo przed dalszym życiem, stawianiem czoła problemom. Tchórzostwo przed pokonywaniem barier stojących na przeszkodzie do szczęścia. Bo przecież nie można powiedzieć, że przejechanie żyletką po żyłach czy zawiązanie sznurka na szyi jest odwagą. Tylko tchórz tak postępuje.
W sytuacjach, które nas przerastają nie myślimy racjonalnie. Wolimy wybrać łatwiejsze rozwiązanie, jakim jest śmierć, zamiast na spokojnie zastanowić się, dlaczego tak się stało i poszukać właściwej drogi, wyjścia z sytuacji, w której jednak po coś się znaleźliśmy. Życie wystawia nas na wiele prób i albo się poddamy już na starcie, albo będziemy walczyć i wyjdziemy z tego z nowymi doświadczeniami, silniejsi.











































Też taka byłam. Jakieś 2 lata temu miałam okres w swoim życiu, kiedy wiele razy przez głowę przechodziły myśli o samobójstwie. To takie momenty z życia, o których wolałabym zapomnieć. Chociaż nie...One dużo mnie nauczyły. Teraz wiem, że było to głupie i dziecinne. Tak, byłam słabą, tchórzliwą egoistką, durnym dzieckiem, który nie mógł sobie z niczym poradzić. W takich momentach najważniejsze jest wsparcie najbliższych. Ja dostałam je od moich kochanych mordeczek, którym bardzo dziękuję!
Osoba z myślami samobójczymi musi zrozumieć, że ma dla kogo żyć i walczyć, że jest dla kogoś ważna, trzeba jej to uświadomić zanim będzie za późno. Ona czuje się zagubiona, żyje w swoim małym samotnym świecie do czasu, aż coś w niej pęknie. Będzie to moment podjęcia ostatecznej decyzji, która może być nieodwracalna i tragiczna w skutkach.
Dlatego, jeśli zauważymy coś niepokojącego, nie lekceważmy tego. Ta osoba może nas właśnie potrzebować!


Pokażmy, że jesteśmy silni!
Pokażmy, że umiemy walczyć!
Pokażmy, że nikt i nic nie jest w stanie nas pokonać!






0

czwartek, 20 marca 2014

love is love

5 dni temu zaczęłam ćwiczyć. Wow nie? :D Nie myślałam, że aż tyle wytrzymam, bo moje lenistwo codziennie osiąga maxa, a na dodatek za każdym razem wszystkie mięśnie bolą tak bardzo, że nie mogę się ruszać :D Ale daję radę i jak na razie jest dobrze! Jutro z racji pierwszego dnia wiosny oraz dnia wagarowicza w mojej szkole nie ma lekcji, za to obecność jest obowiązkowa, choć i tak pewnie wiele osób zostanie w domu :> Wychowawca zaplanował jakieś robienie plakatów, nie do końca wiem na jaki temat :) Do szkoły mam na 9, więc liczę, że może się wyśpię. Najgorsze jest moje przeziębienie, które nasila się zwłaszcza wieczorami, kiedy tak strasznie mnie dusi :< Ale mamusia kupiła lekarstwa i mam nadzieję, że mi przejdzie. W końcu za oknem pojawiło się słoneczko! C U D O W N I E!


Jednym z ważniejszych tematów jaki chciałam tu poruszyć jest problem nietolerancji. Nie wiem skąd on wynika, może za mało wiemy na ten temat i nie chcemy wiedzieć więcej, bo nam tak wygodniej? Ostatnio ksiądz na kazaniu powiedział, że coraz więcej jest ludzi tolerujących homoseksualizm, ale ja się z tym nie zgadzam. Rzadko spotykam ludzi, którzy naprawdę tolerują, którzy się do tego przyznają. Niektórzy wolą zachować to dla siebie, żeby nie zostać wyśmianym przez społeczeństwo.


Wszyscy, którzy mnie znają, wiedzą, że nie lubię nietolerancyjnych ludzi. Bardzo mnie denerwuje, jak ktoś odrzuca drugą osobę, bo ma inny kolor skóry, inny styl, poglądy czy inną orientację.
Często temat nietolerancji, zwłaszcza jeśli chodzi o orientacje, pojawia się w rozmowach z moimi znajomymi i bardzo często dochodzi na tym tle do ostrzejszej wymiany zdań.
Kiedyś nie zwracałam uwagi na tolerancję. Nie chodzi o to, że byłam nietolerancyjna, tylko o to, że było mi obojętne, czy ktoś toleruje czy nie. Od pewnego czasu całkowicie zmieniłam podejście. Może po prostu dojrzałam do pewnych spraw.
Trzeba zacząć od tego, że tolerancja jest często mylona z  akceptacją.
"Tolerancja nie oznacza akceptacji czyjegoś zachowania czy poglądów. Wręcz przeciwnie, tolerancja to poszanowanie czyichś zachowań lub poglądów mimo że nam się one nie podobają".
Widzicie różnicę? Jeśli naprawdę nie możecie czegoś zaakceptować, bo Wam to po prostu przeszkadza, to chociaż zacznijcie to tolerować! Was nic to nie kosztuje, a dla drugiej osoby to na prawdę bardzo ważne!


Uważam, że ludziom w dzisiejszych czasach stanowczo brakuje empatii. Nikt z nas tak naprawdę nie wie co czuje osoba odrzucana przez społeczeństwo, ale warto się chociaż starać ją zrozumieć.
Tylko zastanówmy się, czy to jej wina, że ma taką orientację a nie inną? Czy to jest powód, żeby ją obrażać, wyśmiewać, odrzucać? NIE! Z tym się rodzimy, nie mamy na to wpływu, to nie przychodzi samo, z wiekiem. Mimo tego, co większość ludzi uważa, homoseksualizm, czy biseksualizm (pociąg seksualny do obu płci) nie są chorobami. "17 maja 1990 roku WHO wykreśliła homoseksualizm z Międzynarodowej Statystycznej Klasyfikacji Chorób i Problemów Zdrowotnych."






















Zróbmy tak. Postaw się na miejscu osoby homoseksualnej. Od dłuższego czasu ukrywasz swoją orientację, bo boisz się reakcji najbliższych i Twojego otoczenia. Dobrze wiesz, co oni myślą o homoseksualistach. Ale pewnego dnia nie wytrzymujesz. Nie chcesz tego dłużej ukrywać. Masz dość trzymania języka za zębami. Wyjawiasz wszystko rodzicom. Najpierw czujesz ulgę. Udało się! Przezwyciężyłeś strach! Ale cała ulga nagle znika. Ojciec krzyczy, że nie masz prawa nazywać się jego dzieckiem, masz się wynosić z domu i nigdy nie wracać, a mama? Mama, która zawsze była po Twojej stronie, zaczyna krzyczeć przez płacz, zadaje pytania co źle zrobiła, jaki błąd popełniła. Nawet w niej teraz nie masz oparcia. W tym momencie zawalił Ci się świat, nie wiesz co robić, a  myśli w Twojej głowie wcale nie pomagają. Wybiegasz z domu. Szukasz zrozumienia w kolegach, którzy akurat grają w piłkę na podwórku. A oni tak po prostu zaczynają śmiać Ci się prosto w twarz, wyzywać od pedałów i rzucać różne wyzwiska w Twoją stronę. Czujesz jak serce Ci pęka, czujesz bezsilność. Wiesz, co człowiek słaby psychicznie może zrobić w tym momencie? Może zwyczajnie popełnić samobójstwo, bo nie widzi lepszego rozwiązania. Zapewne nie chcesz mieć na sumieniu osoby, która zabiła się przez Ciebie, tak, przez Ciebie. Przez Twoją nietolerancję i brak empatii. Zanim wyśmiejesz kogoś z powodu jego 'inności', która tak naprawdę nie istnieje, zastanów się, bo potem może być już za późno. Ci ludzie też chcą być szczęśliwi!
























Serdecznie polecam film "Modlitwy za Bobby'ego". Opowiada on historię młodego homoseksualisty, który chce zyskać akceptację matki, pobożnej chrześcijanki, lecz bezskutecznie. W wyniku nietolerancji i niezrozumienia Bobby popełnia samobójstwo. Wtedy matka zaczyna analizować swoje zachowanie i to jak postrzega homoseksualizm Pismo Święte.  Wie, że jej syn był dobrym dzieckiem i nie zrobił nikomu nic złego. Szukając odpowiedzi na nurtujące ją pytania dostrzega jak ślepo wierzyła w źle przez nią zinterpretowaną Biblię i w to, co mówi Kościół, a nie w to, co mówił i czuł jej syn. Staje się to podstawą jej głębokiej wewnętrznej przemiany.
Nie jest to na pewno kino łatwe. Choć myślę, że każdy powinien ten film obejrzeć. Daje do myślenia. Nie tylko uświadamia, czym jest homoseksualizm, ale też pokazuje, że czasami bardziej liczy się dla nas nasza miłość do innej osoby niż ta osoba i jej szczęście i że najmocniej nie krzywdzą obcy tylko najbliżsi.
No i radzę zaopatrzyć się w chusteczki :)

Na koniec łapcie filmik, który też łapie za serducha!



0

sobota, 15 marca 2014

moje love

Sto razy bardziej wolałam pogodę z ostatnich dni :// Za oknem szaro, raz pada deszcz, raz śnieg, wieje wiatr, a przed chwilą jeszcze grzmiało, najgorzej!
Wczoraj spędziłam cudowne popołudnie w towarzystwie tego potworka. KOCHAM MOCNO!


Jednym z najcenniejszych skarbów jakie człowiek może posiadać jest przyjaźń. 
Ludzie różnie definiują to pojęcie. Często błędnie. Bo jak można mówić o przyjaźni z osobą, której nigdy nie widziałeś na żywo, nie spotkałeś się z nią twarzą w twarz, której nigdy nie przytuliłeś, nie spędziłeś z nią głupich 10 minut? Albo z osobą, która jest tylko wtedy, gdy u Ciebie wszystko gra, a nie wtedy, kiedy jest ciężko, kiedy potrzebujesz pomocy, wsparcia, kiedy czujesz, że Twoje życie nie ma sensu?
Przyjacielem można nazwać tylko kogoś, przy kim możemy być sobą, z kim możemy porozmawiać dosłownie o wszystkim, kogoś komu ufamy i wiemy, że nigdy nas nie zrani!
Prawdziwy przyjaciel będzie przy nas zawsze...
Dlatego musimy się milion razy zastanowić, czy osoba, do której przykleiliśmy łatkę 'przyjaciel', na pewno na nią zasługuje.



Friends are angels who lift us to our feet
 when our wings have trouble remembering 
how to fly.



Teraz zostawiam Was z kilkoma zdjęciami, miłego dnia! :*




























Wiesz kim jesteśmy? Tak całkiem normalnymi ludźmi, 
którzy razem stają się niezwykli <3



0

piątek, 14 marca 2014

dreams

Dzisiejszy dzień jak najbardziej na + :) Nawet lepiej wstaje się rano, jak za oknem taka śliczna pogoda, uwielbiam! Wpadły piękne dwie piąteczki z marketingu i piąteczka z historii, to lubię (: A jak już nie ma polskiego to już w ogóle co by się nie działo to i tak dzień będzie udany!
Po szkole miałyśmy zaplanowane z Karoliną zdjęcia i postanowiłam wyciągnąć jeszcze z domu pyszczka, nie minęło 20 minut a M. była już u mnie :) Myślę, że nasza mini seszyn nie wyszła najgorzej. Było mi potrzebne takie oderwanie od szkolnych spraw. Jutro wstawię posta z tymi zdjęciami :) A dzisiaj coś innego...


Zastanawialiście się kiedyś po co są marzenia? Jakby wyglądało nasze życie bez nich? Po co powinniśmy robić wszystko co w naszej mocy, aby je spełnić? Po co powinnismy dążyć do celu? 
Ja znalazłam odpowiedź na te pytania 25 stycznia 2014 roku. 
W poprzednim wpisie mniej więcej wyjaśniłam co stało się tego dnia, a teraz opiszę to trochę dokładniej.  
Wśród moich postanowień noworocznych znalazło się jedno, które stawiałam na pierwszym, najważniejszym miejscu. Było moim priorytetem. Od jakiegoś czasu wiedziałam, że Maks ma wyjechać do Londynu w poszukiwaniu pracy, dlatego postanowiłam sobie, że jeszcze przed wyjazdem spotkam się z nim. Miałam zamiar to zrobić w ferie, w lutym. Jednak kiedy 9 stycznia Maks napisał, że wyjeżdża wcześniej nie wiedziałam co myśleć. "Mam nadzieję, że szybko wyjadę". I nagle moje serce rozbiło się na tysiące małych kawałków. Serio, byłam tak rozbita, że nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Zeszła ze mnie cała energia. Nie było mi smutno, chociaż nie, chciało mi się płakać. No dobra, ryczałyśmy z Karolem jak głupie:) Ciężko mi było pogodzić się z myślą, że mogę już nigdy nie spotkać człowieka, któremu tak wiele zawdzięczam. 
Jakieś niecałe 2 tygodnie później wiadomość, że pożegnalny zlot się odbędzie!!! Długo nie musiałam się namyślać. Wiedziałam, że muszę tam być!
W ten dzień wstałam dość wcześnie, bo chciałam jeszcze posprzątać. Karolina była na kursie, więc cały dom był na mojej głowie. Zawsze mam problem z wczesnym wstawaniem, zwłaszcza w zimie, ale tego dnia zrobiłam to bez zbędnego marudzenia. Po 13 miałam busa do Krakowa. Z racji tego, że padał śnieg, bus spóźnił się 20 minut, a na dodatek było tak zimno, że nie czułam już palców u rąk :/ W Suchej wsiadła Karo, która specjalnie wyszła wcześniej ze szkoły, żeby na niego zdążyć. W Krakowie byłyśmy po 15. My jak to my nie zapamiętałyśmy na jakiej ulicy mamy się spotkać. I właśnie przez to błądziłyśmy prawie godzinę po Galerii Krakowskiej i wychodziłyśmy ze wszystkich możliwych (tak nam się wydawało) wyjść z nadzieją, że może trafimy na Maksa i Armię. W końcu znalazłam na asku Maksa nazwę ulicy i po tym jak panowie ochroniarze pokazali nam odpowiednie wyjście, znalazłyśmy się na placu. Jednak nikogo tam nie było. Postanowiłam zadzwonić do Justyny, która dzień wcześniej podała mi swój numer telefonu. Okazało się, że było im zimno i weszli do środka. Jak trafiłyśmy na miejsce, zobaczyłyśmy mnóstwo osób, a za chwilę moim oczom ukazał się Maks. Nigdy nie czułam czegoś tak niezwykłego! Nie umiem nawet nazwać tego uczucia, jakie w tamtym momencie mnie ogarnęło. "Moje postanowienie" było na wyciągnięcie rąk, a za moment już go ściskałam, HAHA! Już na początku zorientowali się, że jesteśmy z Karoliną siostrami, nie udało nam się tego ukryć :D Zapoznałyśmy się z kilkoma osobami, które rzuciły się na babeczki.


 Przygotowałyśmy je poprzedniego dnia, w sumie wieczoru, bo była 21, specjalnie na zlot, żeby nasze mordki nie były głodne. Maks podszedł do nas z tekstem "ustawcie się", ja nieogar, bo nie wiedziałam co od nas chce :D Zrobił nam zdjęciem swoim telefonem, nazwał 'siostrami od babeczek' i potem to zdjęcie wylądowało na jego blogu, masakra, haha! Te babeczki, które zostały, zgarnęły Aga z Anią i już chciały zamawiać na swoje 8-nastki :3 Wtedy Maks zaproponował, żebyśmy wyszli przed Galerię porzucać się śnieżkami. Bez zastanowienia ubraliśmy się i cała grupa ruszyła za nim. Trochę to musiało śmiesznie wyglądać, jak tyle osób szło, rozmawiało, śmiało się, i nie wiem czemu śpiewaliśmy "biegnijmy" (:o), okrzyk też musiał być "jak się bawi przód? ZAJEBIŚCIE! jak się bawi tył? ZAJEBIŚCIE AAA!". Pewnie dlatego osoby przebywające w tym momencie w galerii, dziwnie się na nas patrzyły, ale kto by się tym przejmował :D Odłożyliśmy rzeczy na bok, Maks rozdzielił drużyny i zaczęliśmy wojnę na śnieżki, okej to był nielepiący się śnieg, ale daliśmy radę. W pewnym momencie Maks zaczął uciekać a wszyscy za nim, haha no i udało się nam wrzucić go do śniegu :D jeju, jak to piszę to mam banana na ryju, takie cudowne wspomnienia :') Potem postanowiliśmy wrócić przed galerię, bo trochę się oddaliliśmy. Maks puszczał nam filmiki, których nigdzie nie udostępnił, głównie z Sylwestra, pośpiewaliśmy, pośmialiśmy się na maxa, a Niki miała odjechać na 'swoim' rowerze do domu :) Właśnie zapomniałam powiedzieć, że Nikola też była :D


 Po 2 godzinach, najpiękniejszych jak dotąd godzinach w moim życiu, nadszedł czas pożegnania. "Mam dwie wiadomości. Po pierwsze nie płaczcie, a po drugie musimy się pożegnać, ale pamiętajcie o pierwszej". W jednej chwili wszyscy zamilkli. Staliśmy wpatrzeni w Maksa. Chyba nikt nie chciał tego momentu. W sekundę łzy napłynęły mi do oczu. "Macie się uśmiechać jak te dzieci z wystawy". Troszkę nam nie wyszło, łzy poleciały, ale staraliśmy się Maksiu, wiesz przecież. Na koniec każdy z osobna został wyściskany przez Maksa, a raczej on przez nas, po kilka razy :)) Buziaki też były! Najlepsze uczucie pod słońcem! Po tym każdy poszedł w swoją stronę.




I tak właśnie wyglądał najcudowniejszy dzień w moim życiu, wiem, że się powtarzam, ale nawet teraz jak to piszę, mimo że minęły już prawie 2 miesiące, pamiętam wszystko jakby to było wczoraj, te emocje, wszystko powraca. I znowu chce mi się płakać, płakać ze szczęścia, że miałam możliwość to przeżyć! 
Teraz wiecie już po co należy dążyć do celu? To daje taki ogrom radości! Najlepiej przekonać się na własnej skórze. Jeśli nie spróbujesz, nigdy nie dowiesz się czy było warto! Nie poddawaj się, walcz!

"Pokonaj siebie, zrób to, 
czego nigdy nie byłeś w stanie zrobić,
 a pokonasz świat"
~Maks Rutkowski

Aaaa no i tak, dostałam kilka pytań na asku o moje zdjęcia z Maksem. Otóż nie mam takich zdjęć. Były robione aparatem Jędrusia, a jak większość z nas wie, jak coś jest robione jego aparatem to nigdy nie ujrzy światła dziennego :)
0
Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.